Od tygodnia mój telefon milczy… to znaczy dzwoni czasem - ale ja ciągle czekam, aż wreszcie zadzwoni Michał.

Niewylogowane konta na FB pokazują mi, że kilka minut temu był on-line, i tylko ta cisza i to czekanie. Na litość, nawet jak jechałeś na urlop to już z drogi wysyłałeś mi zdjęcia, a po dotarciu na miejsce przesyłałeś widok jaki masz z okna. Poznałem Cię kilka lat temu, przy okazji mojego powrotu do fotografii, poza pasją znalazłem coś zdecydowanie ważniejszego - prawdziwą przyjaźń. Zdjęcia były czasem pretekstem do wspólnego wyjazdu do Londynu (tak powstał nasz projekt Look Right), na targi do Łodzi, czy jakieś warsztaty. Zawsze jednak najważniejsza była rozmowa, oczywiście nie tylko o fotografii. Michał był najlepszym kompanem do prowadzenia dyskusji, o życiu, o planach, o rzeczach ważnych i zupełnie codziennych. Śmialiśmy się, że „polityka i religia” to dwa tematy, przez które ludzie zawsze będą mogli się kłócić… i mimo, iż w podejściu do religii mocno się różniliśmy, nigdy nie doprowadziło to do zgrzytu między nami, wręcz odwrotnie zawsze te nasze dyskusje prowadziły do konstruktywnych wniosków. Dlatego myślę, że mogę w zgodzie z sobą powiedzieć, że ja wierzę, że Michał odszedł do wieczności, do lepszego świata, bo swoim pogodnym życiem, szacunkiem do otaczających go ludzi, uczynnością i uśmiechem, którym wszystkich obdarowywał, z pewnością sobie na to zasłużył. Zawsze, gdy kolejny wieczór z rzędu wisieliśmy od godziny na telefonie, kończąc przekazywał pozdrowienia dla Agi, mówiąc, że mamy najwspanialsze żony, które nie dość, że wspierają nas w naszych pasjach, to są absolutnie wyrozumiałe dla nas i czasu, który spędzamy na rozmowach. Właśnie dlatego, dziś cisza i pustka, jest taka nieznośna. W naszym zabieganym świecie, Michał zawsze znajdował dla mnie czas, obojętnie czy był w Opolu czy na wyjeździe, czy ja byłem w domu czy akurat gdzieś daleko, zawsze wieczorem przychodził moment, żeby choć chwilę porozmawiać. W tym roku nie planowałem świętowania urodzin, wypadły jakoś tak w poniedziałek, a na drugi dzień, wczesnym rankiem musiałem wyjechać służbowo na parę dni. Jednak o 17 kiedy kończyłem pracę Michał wpadł do mnie do biura z prezentem na szybką, urodzinową kawę i jak zwykle podziękował za ciasto, mówiąc, że to już rok jak nie je słodyczy - i że nie ma wyjątków. Żegnając się wtedy już byliśmy umówieni na telefon w środę i spotkanie po moim powrocie, były plany na wspólny wyjazd do Warszawy… na kolejne wspólne działania i wystawy, bardzo chciał odwiedzić Szkocję, w pełnej konspiracji snuliśmy już nawet plany… Michał powiedział mi kiedyś, że jego mama dawno temu, dała mu jako wydawcy wskazówkę, że najważniejsze jest bycie konsekwentnym. Mówił mi, „możesz używać, średników, albo myślników, jak się uprzesz możesz nawet zaczynać zdania małą literą, ale pamiętaj, żeby zawsze być konsekwentnym! Wiem, że stosował tą zasadę szerzej niż tylko w wydawnictwie. Jeśli zdecydował się w coś zaangażować, jeśli nawiązywał kolejną znajomość, czy jeśli postanowił nie jeść słodyczy - zawsze był konsekwentny. Nie umiem tylko znaleźć konsekwencji w jego odejściu, które nastąpiło tak niespodziewanie i stanowczo zbyt szybko. Michał kochał życie i potrafił cieszyć z wszystkiego co ono przynosi, wiele razy wspominał jak dumny jest z Pawła i Pauliny, jak szczęśliwy jest z Hanią i jak to fajnie jest być takim młodym dziadkiem. Nawet jeśli coś go naprawdę wkurzyło, zawsze potrafił obrócić to w żart i mieć do tego dystans. Kochał życie, ale przede wszystkim zawsze miał czas, dobre słowo i szczery uśmiech dla ludzi. Żegnaliśmy Michała w Walentynki i znając jego poczucie humoru, myślę że śmiał się z tej ironii, że w dniu zakochanych my płakaliśmy…

Michał Nowik 1970 - 2017